piątek, 11 listopada 2011

„Morze Barentsa - wrota do Arktyki”

1. Wstęp
Rejony arktyczne są dzikie, niedostępne i właśnie dlatego tak bardzo pociągające. Natura jest tutaj surowa, a samo zwiedzanie wymaga zaangażowania i chęci przygody. Są to rejony idealne nie tylko dla spragnionych przygód podróżników, którzy nie przestraszą się bezkresnych śnieżnych pustyń i nie raz doskwierającego w nocy zimna, ale również niezwykle pociągające miejsce dla pragnących nowych wyzwań i odkryć młodych naukowców oraz studentów Oceanografii Uniwersytetu Gdańskiego.


Wyprawa, którą zaplanowaliśmy na czerwiec 2012 będzie miała charakter naukowo badawczy. Nasz wyjazd umożliwi zebranie materiału środowiskowego, począwszy od próbek wody i osadów dennych, przez okazy geologiczne, na fito-, zooplanktonie i bentosie kończąc. Celem naszej wyprawy będzie zebranie materiału badawczego z aż pięciu mórz: Morza Bałtyckiego, Morza Białego, Morza Barentsa, Morza Norweskiego oraz Morza Północnego. Nasze obserwacje połączymy z analizą budowy geologicznej badanych obszarów. Prowadząc badania zwrócimy uwagę na wpływy antropogeniczne, czyli przejawy aktywności człowieka wywołujące zmiany w środowisku naturalnym.

Po powrocie wszystkie zdobyte informacje i przywiezione okazy zostaną opracowane przy współpracy i nadzorze pracowników naukowych Uniwersytetu Gdańskiego. Zebrany podczas ekspedycji materiał przyczyni się do poszerzenia tematyki badawczej realizowanej w Instytucie Oceanografii na Uniwersytecie Gdańskim. Naszym zdaniem w ten sposób zaplanowany wyjazd stanowi doskonałą okazję do rozwijania naszych naukowych pasji oraz daję szansę do zastosowania w praktyce wiedzy zdobywanej przez kilka ostatnich lat. 

2. Cele wyprawy
Wyprawa naukowo-badawcza w rejony arktyczne ma na celu wzbogacenie i ugruntowanie naszej wiedzy zdobywanej przez ostatnie lata oraz pomoc w rozwijaniu pasji badawczych.



Realizacja podstawowych założeń ekspedycji pozwoli między innymi na:
  • Zebranie i zbadanie próbek środowiskowych z wybrzeży pięciu mórz: Morza Bałtyckiego, Morza Białego, Morza Barentsa, Morza Norweskiego oraz Morza Północnego.
  • Ocenę właściwości środowiska wodnego w świetle wykonanych analiz biologicznych i chemicznych.
  • Ocenę struktury i zróżnicowania wodnych zbiorowisk roślinnych i zwierzęcych.
  • Poznanie budowy geologicznej oraz procesów kształtujących powierzchnię Półwyspu Skandynawskiego.
  • Poznanie wpływu nieożywionej części środowiska na rozwój świata roślinnego i zwierzęcego.
  • Ocenę wpływu zanieczyszczeń pochodzenia antropogenicznego na wybrane elementy środowiska wodnego.
  • Wyizolowanie z pobranych próbek gatunków fitobentosowych i fitoplanktonowych oraz wzbogacenie kolekcji CCBA w nowe szczepy glonów i sinic.
  • Zbadanie i porównanie oddziaływań allelopatycznych mikroglonów z Morza Bałtyckiego oraz z Morza Białego, Morza Barentsa, Morza Norweskiego oraz Morza Północnego.

Do zrealizowania celów wyprawy niezbędne będą:
  • Wykonanie bogatej dokumentacji fotograficznej lądowej i przybrzeżnej części Półwyspu Skandynawskiego.
  • Zbiór próbek do analiz chemicznych wody i osadów dennych w strefie przybrzeżnej badanych rejonów.
  • Zbiór materiału geologicznego z lądowej oraz przybrzeżnej części Półwyspu Skandynawskiego.
  • Zbiór próbek do analizy fitoplanktonu i fitobentosu w zbiornikach i ciekach wodnych lądowej oraz przybrzeżnej części Półwyspu Skandynawskiego.
  • Zebranie materiału, który posłuży do późniejszej izolacji nowych szczepów glonów i sinic.
  • Zbiór próbek do analizy zooplanktonu i fauny bentosowej w zbiornikach wodnych przybrzeżnej części Półwyspu Skandynawskiego.

Ponadto do wymiernych efektów ekspedycji należy zaliczyć:
  • Zebranie próbek środowiskowych stanowiących materiał na zajęcia dydaktyczne.
  • Wzbogacenie zbiorów przyrodniczych Instytutu Oceanografii UG.
  • Poszerzenie tematyki badawczej realizowanej w Instytucie Oceanografii UG.

3. Trasa wyprawy



„Syria - oceanograficzna wyprawa w nieznane”

Syria to kraj dziki, niedostępny i właśnie dlatego tak bardzo pociągający. Syria łączy w sobie surową pustynię z przepastnymi górami Harmon oraz błękitnym, niezbadanym wybrzeżem Morza Śródziemnego. Syria jest doskonałym miejscem dla tych, którym znudził się wypoczynek w znanych i obleganych rejonach świata. Natura jest tutaj surowa, a samo zwiedzanie wymaga zaangażowania i chęci przygody. Niestety już na samym początku wspomnę, że nasza wyprawa, z przyczyn niezależnych od nas, musiała zakończyć się w Turcji. Jednakże przygody, które przeżyliśmy warte są, myślę, dalszego czytania.



W naszą podróż wyruszyliśmy w kwietniu 2011 r. z Gdyni, spod budynku Instytutu Oceanografii Uniwersytetu Gdańskiego. Zapakowani do granic możliwości, poupychani w luku bagażowym, jednak z ogromnym optymizmem i humorem wyruszyliśmy w nieznane. Podróż do Turcji przez Słowację, Węgry, Rumunię i Bułgarię ciągnęła się w nieskończoność. Po drodze Mikołaj zadziwił nas swoją znajomością bułgarskiego, kiedy to dobitnie wytłumaczył celniczce w okienku, że nie ma winiety na przejazd.



Przez całą drogę pogoda nam nie sprzyjała. Siąpił deszcz, który w połączeniu z silnym nieraz wiatrem psuł nam trochę humor. Ale pełni nadziei, zapakowani jedynie w letnie rzeczy i stroje kąpielowe jechaliśmy dalej. Aż to granicy Turcji. I tu niespodzianka. Nawet naszej dzielnej załodze, składającej się z samych optymistów, opadły ręce, kiedy na granicy zastała nas zima! Na dodatek okazało się, że musimy przefasować nie wiadomo skąd pismo z parafką właściciela auta, żeby przekroczyć granicę. W innym przypadku - O-nunununu, nie przejedziemy. Na szczęście po zaangażowaniu odpowiednich osób w Gdańsku, w końcu się udało. Po parogodzinnym postoju na granicy, śniegu napadało już po kolana. Tu sam optymizm nie wystarczył, trzeba było być szaleńcem, żeby jechać dalej. Tak też z ochotą uczyniliśmy.



Jadąc wzdłuż morza Marmara na południe, przekroczyliśmy kontynent europejski, aż znaleźliśmy się w Canakkale. Pogoda dopisywała. Po śniegu nie było już śladu. Tylko tubylcy dziwnie i niedowierzająco się patrzyli, jak wjechaliśmy do miasteczka za granicą ze śniegiem na masce i dachu. Ich zaskoczone miny dały nam nadzieję, że dalej będzie jednak cieplej, a stroje kąpielowe nie były brane na daremno. Ponieważ dzień dobiegał już końcowi, postanowiliśmy udać się na zasłużony spoczynek… pod słynną, legendarną Troją. A co!



Obudziły nas autokary, wożące turystów, dlatego nie przedłużając śniadania ruszyliśmy dalej. Cały czas jadąc wzdłuż wybrzeża kierowaliśmy się w kierunku Marmaris. Niewątpliwa atrakcją drogi prowadzącej z Muğli do Marmaris są przepiękne widoki. Po minięciu wioski Gökova, szosa zaczęła dość szybko opadać w stronę morza. W pierwszym napotkanym kempingu zrobiliśmy sobie zasłużony odpoczynek, połączony ze słoikowym obiadem i pierwszą kąpielą w Morzu Śródziemnym. Pobór próbek do badań tak nas zaaferował, że postanowiliśmy zostać w tym miejscu do następnego dnia.



Jadąc nadmorską drogą do Antalya mieliśmy niepowtarzalną okazję zrobić zakupy na miejscowym bazarku. Ilość oferowanych produktów, świeżych owoców, warzyw i przypraw o mało nie przyprawił nas o zawrót głowy. Można tu było znaleźć dosłownie wszystko. Od świeżych truskawek i arbuzów po miotły i garnki, na pirackich płytach kończąc. Nauczeni trudnej sztuki targowania, wyszliśmy z siatami pełnymi miejscowych smakołyków i prawdziwymi tureckimi kebabami, które w smaku zupełnie nie przypominają tych „oryginalnych” kupowanych w Polsce.



Zachodnia część tureckiego wybrzeża Morza Śródziemnego jest nazywana Turkusowym Wybrzeżem. To niezwykła okolica z malowniczymi plażami, zatokami i morzem, od którego niezwykłego koloru rejon zaczerpnął nazwę. Jadąc wzdłuż wybrzeża Morza Śródziemnego zbieraliśmy próbki wody i osadu do analiz chemicznych oraz materiał fitoplanktonowy, fitobentosowy, a także okazy makrozoobentosowe. Gdzieś po drodze mieliśmy jeszcze okazję przekąsić kokoreç, jedno z najbardziej cenionych przysmaków w tym kraju. Dopiero w domu doczytaliśmy, że były to nieczyszczone jelita baranie…



Następnie odwiedziliśmy Aspendos, jedno z najlepiej zachowanych rzymskich teatrów na świecie. Ten teatr, leżący 47 km od Antalyi, został wybudowany pod koniec II w. n.e. i mógł pomieścić 20 tyś. widzów. Innym cennym zabytkiem w Aspendos, który mieliśmy okazję zobaczyć, był imponujący akwedukt o długości 830m. Natomiast na nas największe wrażenie zrobił sad z niezwykle słodkimi pomarańczami, które pachniały i smakowały nam jeszcze przez długie kilometry pokonywane w samochodzie.


Wyjeżdżając już praktycznie z rejonów nadmorskich, przywitała nas przepiękna pogoda. Nie zastanawiając się długo postanowiliśmy odwodzić jeszcze jedną, ostatnią tej podróży plaże. Pobór materiału do badań nie miał końca… 

Następnie udaliśmy się do jaskiń piekło i niebo (Cennet ve Cehennem). Turcja to prawdopodobnie jedyne miejsce na świecie, gdzie w przeciągu jednej godziny można zajrzeć do samego Piekła (Cehennem), a następnie odwiedzić Niebo (Cennet). Aby ta możliwość stanęła przed nami otworem, wybraliśmy się we wschodnie rejony wybrzeża śródziemnomorskiego. W okolicach Silifke, przy górskiej drodze powyżej Narlıkuyu, położone są dwie fascynujące jaskinie. Otchłań piekielna (Cehennem Çukuru) to ziejąca otchłań, którą można podziwiać z małej platformy widokowej. Według greckiej mitologii jest to miejsce, gdzie Zeus uwięził Tytana. Według miejscowych legend jest to wejście do podziemnego świata, a strumień, którego szum można usłyszeć, jest dopływem rzeki Styks. Jaskinia Niebo jest dostępna dla zwiedzających, którzy muszą pokonać 452 stopnie, aby zejść na jej dno. Przy wylocie jaskini znajduje się Kaplica Marii Dziewicy pochodząca z V wieku naszej ery. 

Nasze dzielne dziewczyny bez wahania wybrały drogę do piekła…



Jadąc dalej dotarliśmy do „księżycowego” rejonu Kapadocji. Kapadocja jest to kraina położona w środkowej części Anatolii, a jej granice nie są ostro zdefiniowane, ponieważ nie jest ona pojęciem administracyjnym, a raczej wynikającym z tradycji i odmienności krajobrazowej regionu. Obejmuje teren około 600 kilometrów kwadratowych. Kapadocja została ukształtowana około 60 milionów lat temu przez aktywność otaczających ją trzech wulkanów o nazwach: Erciyes, Hasan oraz Göllü. Wyrzucany przez wulkany popiół pokrył rejon obecnej Kapadocji i w połączeniu z piaskami wytworzył tuf - charakterystyczny rodzaj skały osadowej. Tuf jest skałą miękką i łatwo podlegającą erozji na skutek działania wiatrów i wód. Przez miliony lat siły przyrody wyrzeźbiły to, co obecnie możemy podziwiać jako księżycowy krajobraz tej baśniowej krainy. Na liście najważniejszych atrakcji turystycznych Kapadocji znajdują się podziemne miasta, w których miejscowa ludność przez wieki chroniła się przed najazdami i prześladowaniami. Do najbardziej znanych zalicza się Kaymakli i Derinkuyu, ale jest ich o wiele więcej. Prawdopodobnie nie wszystkie zostały jeszcze odkryte... 

Podążając śladami wczesnych chrześcijan oglądaliśmy w Kapadocji wykute w skale kościoły i kaplice. Następnie odwiedziliśmy wioski Üçhisar oraz Goreme, w pobliżu której znajduje się skansen z przeszło 30 kościołami wydrążonymi w miękkim tufie. Kapadocja to również świetne miejsce do zrobienia zakupów, o czym mogliśmy przekonać się w praktyce. Przeszczęśliwi, zaopatrzeni we wszystkie możliwe oferowane pamiątki, ruszyliśmy dalej.



Ostatnim punktem naszej wyprawy było zwiedzenie Tuz Gölü. Tuz Gölü jest drugim, co do wielkości jeziorem Turcji. Jego niezwykłość polega na tym, że jest to bezodpływowe słone jezioro, usytuowane w środkowej Turcji, 150 km na południowy wschód od Ankary, na terenie Anatolii, prawie 1000 m n.p.m. W lecie, w czasie anatolijskich suszy, woda wysycha prawie całkowicie, pozostawiając ciągnącą się po horyzont białą, grubą na ok. 30 cm, taflę soli. Widok jest naprawdę niesamowity, ma się wrażenie jakby chodziło się po śniegu. 

My niestety nie mielimy okazji przekonać się o tym, na własnej skórze, gdyż w kwietniu jezioro wypełnione było wodą. Nie zniechęciło nas to jednak do zebrania próbek środowiskowych.
Po serii pamiątkowych zdjęć, ruszyliśmy w kierunku Stambułu i dalej na północ, aż do samego Gdańska. Prosto do domu. Oczywiście przez Paryż!:) I znów kolejna wyprawa dobiegła końca. Czas na planowanie kolejnej ekspedycji. Co powiecie na Morze Barentsa?






"Islandia - kraina czterech żywiołów"

1. Pomysł i przygotowanie
Pomysł wyjazdu na Islandię pojawił się jesienią 2005 roku, ale brak wsparcia i ogólne problemy pokrzyżowały plany. Jednak myśl o tajemniczej i dzikiej Islandia nie dawała nam spokoju. Po wakacjach, w październiku, z nowymi siłami i zapałem zapadła decyzja o reaktywacji projektu. Rozpoczęły się przygotowania. Najtrudniejsze okazało się zaplanowanie i zgranie samego przejazdu. Najpierw przeprawa promem z Gdańska do Nynashamn, szybki przejazd do Bergen, skąd odpływał drugi prom na Islandię. Dzielna Emilka nie zawiodła. Wszystko poszło pomyślnie, wyruszyliśmy w podróż marzeń.

2. Promem do Nynashamn
I zaczęło się. Tak długo wyczekiwany wyjazd właśnie się rozpoczął. Po załadowaniu 8 skrzyń jedzenia na bagażniczek naszego Nissanka, żegnani przez przyjaciół i rodzinę, 17 czerwca 2007 roku o godz.16.30 stawiliśmy się wszyscy w Nowym Porcie, skąd odpływał nasz prom Polferries do Szwecji.

3. Bergen
Obudziliśmy się połamani. Fotele, w których przyszło nam spędzić noc na promie, okazały się nadzwyczaj niewygodne. Po kilku godzinach wyczekiwania, zawinęliśmy do portu, skąd udaliśmy się w długą, krętą drogę do Bergen. Bergen - najbardziej deszczowe miasto Europy przywitało nas upalną, słoneczną pogodą. Po regenerującym posiłku na parkingu, ruszyliśmy zwiedzać miasto. Na lokalnym targu rybnym dziewczyny wzbudziły podziw rybaków wykazując się nadzwyczajna wiedzą na temat sprzedawanych przez nich stworzeń. Na wjazd na kolejny prom - Smyril Line musieliśmy trochę poczekać. Atrakcjom nie było końca - basen, solarium, sauna a wieczorem imprezka! I potańcówka w Viking Clubie do białego rana.

4. ISLANDIA

4.1 Seyđisfjörđur
Zawijamy do portu. Naszym oczom ukazują się bezkresne góry Islandii. Wstaliśmy wcześnie rano, potem pożegnanie z niemieckim Szwajcarem znad Odry, szybkie pakowanie i wyjechaliśmy na ląd. A tam czekała na nas juz odprawa celna. Okazało się, że wolno przewozić jedynie 3 kg jedzenie na głowę. My mieliśmy 150kg. Jednak, dzięki uprzejmości celników, mogliśmy nasz prowiant wykupić (1kg - 3 euro). Niezrażeni i szczęśliwi, w końcu pojechaliśmy odkrywać piękno wyspy. Otoczeni bazaltami, na czarnej, wulkanicznej plaży, rozbiliśmy nasz pierwszy obóz. Czekało nas jeszcze pobieranie próbek i ciepła kolacja przy ognisku. Czekając na zachód słońca, trochę się zasiedzieliśmy…

4.2 Północno- wschodnia Islandia
Dni upływają nam szybko. Trudno zliczyć wszystkie odwiedzane miejsca. Jednak najciekawsze - kraina niesamowitych struktur wulkanicznych, wszechogarniający zapach siarkowodoru, bezkresne pola lawy, potężny wodospad Dettifoss i Jezioro Mývatn zwiedziliśmy dokładnie. Podczas zbierania próbek Sylwia zafundowała sobie nawet regenerującą maseczkę z wodorostów. W Húsaviku, mieście znanym jako najważniejszy ośrodek obserwacji wielorybów, nasze dziewczyny miały okazję oglądać delfiny i humbaki - do końca dnia uśmiechały się promiennie. Zaliczyliśmy także naszą pierwszą kąpiel na świeżym powietrzu w źródle geotermalnym. Czujemy się świetnie.

4.3 Akureyri
Akureyri to drugie pod względem wielkości miasto Islandii. Dzięki doskonałej lokalizacji u nasady długiego fiordu miejsce to oferuje wszystko, co w Islandii najlepsze. Po wyjechaniu z centrum, rozbiliśmy się koło zatoczki, z której znów pobieraliśmy próbki do badań. Każdy ma swojego bzika - Magda zbiera bazalty, Mała Mo jest dumna ze swojej zdobyczy - wielkiego wieloszczeta, a reszta dziewczyn zbiera muszelki, pumeks, glony - jednym słowem - co popadnie. W tym czasie nasi Bohaterowie, z drewna i kawałka starego drutu zmajstrowali grilla, na którym z zapałem wszyscy piekliśmy zapiekanki. Najedzeni do syta mieliśmy okazję oglądać zachód i wschód słońca praktycznie jednocześnie.

 4.4 Reykjavik
Na pierwszy rzut oka Reykjavik wydaje się niewielkim miasteczkiem, lecz jak na islandzkie standardy jest metropolią. Niestety nas miasto trochę rozczarowało. Najmilej wspominamy islandzką pizzerię, w której daliśmy odpocząć naszym żołądkom od wciąż spożywanego kuskusu i makaronu. Miłym zakończeniem pobytu w stolicy, było umówione spotkanie z profesorem Uniwersytetu w Reykjaviku. Po południu odbyliśmy jeszcze partyjkę golfa i ruszyliśmy dalej.


4.5 Sandgerdi
Kolejne trzy dni przyszło nam spędzić na bezpłatnym campingu w Gardur. Półwysep Reykjanes okazał się niezwykle malowniczym i wietrznym miejscem. Próby, próby i jeszcze raz próby. Krążymy po okolicy naszym Nissankiem, którego moc przewyższa tylko jego tajemniczość, wzbudzając duże zainteresowanie wśród lokalnej społeczności. Na szczęście znalazł się czas i na odpoczynek. Po wycięciu omułkom skrzeli, najodpowiedniejsza okazała się odnowa biologiczna w słynnej Błękitnej Lagunie. Nie zawiedliśmy się - gorąca kąpiel, bicze wodne, sauna, regenerująca maseczka z krzemionki, lekki odór siarkowodoru - naprawdę było warto.

4.6 Golden Circle
Wielkie pakowanie. Łamiemy wszelkie prawa fizyki, mieszcząc w naszych autach cały sprzęt i nieustraszoną ekipę. Zmierzamy do Parku Narodowego Pingvellir. Mieliśmy okazję zobaczyć najbardziej widoczny rozłam płyt kontynentalnych: europejskiej i amerykańskiej, które oddalają się od siebie każdego roku o 2 cm. Potem były jeszcze gejzery - Strokkur i Stóri Geysir oraz szalony pomysł Piotrka, aby ugotować obiad w gorącym źródle. Hmm… Czemu nie! Posileni cieplutkimi pulpetami zwiedziliśmy ostatnią atrakcję należącą do Złotego Kręgu - najsłynniejszy na Islandii Wodospad Gullfoss.

 


4.7 Landmannalaugar
Landmannalaugar (600 m n.p.m) obejmuje jedno z największych pół geotermalnych na Islandii. Bajecznie kolorowy krajobraz, gorące baseny i wspaniałe szlaki piesze sprawiają, że to miejsce trzeba koniecznie zobaczyć. Niestety droga do Landmannalaugar jest dość kręta i zawiła. Nie pomaga na pewno brak numeracji dróg. Ale dzięki temu, ku ogólnej radości i podekscytowaniu żeńskiej części załogi, zafundowaliśmy sobie mały rajd naszą terenówką. Góry Tęczowe urzekły nas niezapomnianym krajobrazem, kolorowe formacje skalne pozostaną na długo w naszej pamięci. Zakończyliśmy dzień kąpiąc się w gorących źródłach Landmanagaudar.

4.8 Park Narodowy Skaftafell
Nocujemy u podnóża największego w Europie lodowca Vatnajőkull, nieopodal Skaftafell, najokazalszego parku narodowego Islandii, gdzie lodowce spływają ku wybrzeżu. Widoki jest oszałamiający. W tym rejonie zwiedziliśmy malowniczy wodospad Svartifoss. Następnie udaliśmy się wytyczoną trasą do czoła lodowca Skaftellsjőkull. W dalszej części podróży urzekła nas lodowa laguna Jökulsárlón, z której pobraliśmy próbki do naszych badań. Teraz to już żadna zimna woda nie jest nam straszna!


4.9 Egilsstađir i jezioro Lógurinn
Obudziła nas wichura składająca nasze namioty. W Höfn, głównym mieście i porcie na południowym wschodzie, zebraliśmy kolejne materiały do naszych badań. Zmierzamy do Egilsstađir i dalej dookoła jeziora Lógurinn oraz jedynego lasu Islandii - Hallormsstaotur. Najdzielniejsze dziewczyny zwiedziły Hengifoss, trzeci pod względem wysokości wodospad Islandii i nieco mniejszy Litlanesfoss, otoczony pionowymi bazaltowymi kolumnami i przypominającymi plastry miodu formacjami skalnymi. Tylko Mała Mo była rozczarowana. Przegapiliśmy kościół ze słynną sceną batalistyczną z XIII. Wracamy do Seyđisfjörđur, gdzie po raz ostatni na Islandii rozbijamy nasz mały obóz.

5. Wyspy Owcze
Ostatniego dnia się rozpadało. Islandia żegna nas na smutno. Szybko wstaliśmy i udaliśmy się na promowisko, gdzie czekał już prom Smyril Line. Stanowczo za mało snu. Z naszych kabin kazali się nam ewakuować o 05:00 rano. Niespodzianką okazał się spędzony weekend na Wyspach Owczych. Otaczają nas malownicze domki tuż nad samym morzem. Po długich poszukiwaniach, rozbiliśmy się w końcu na punkcie widokowym. Ponieważ nasz prom przypływa dopiero rano, postanowiliśmy zintegrować się z lokalną społecznością.


6. Powrót do domu
AŁA! Czujemy się połamani. Niezrażeni jednak, wesoło ruszyliśmy na prom. Priorytetem okazała się kąpiel. Pomysłów na spędzenie tego dnia było sporo. Chcą nas wykończyć. Znów pobudka o 04:30 rano i opuszczenie kabin o 05:00. Jednak kanapka z owocami morza z Bergen rekompensuje wszystko. Zadowoleni jedziemy dalej, aż do Nynashamn, skąd odpływa nasz ostatni w tej podróży prom. Wracamy do domu.


czwartek, 3 listopada 2011

"Turcja - kraj czterech mórz"


Turcja to kraj wielkich kontrastów, tutaj bowiem spotykają się liczne kultury i ludy, a swoista mieszanka archaiczności zaklętej w zabytkach kultury i sztuki w ciekawy sposób łączy się z najnowszymi osiągnięciami techniki. Turcja to przede wszystkim niezwykła orientalna kultura z całym bogactwem zabytków i interesujących miejsc, to egzotyczna flora i fauna oraz dostęp do czterech odmiennych mórz: Czarnego, Marmara, Egejskiego i Śródziemnego. Podróż z Polski do Turcji przez Słowację, Węgry, Rumunię i Bułgarię nie należała do najkrótszych i najłatwiejszych. Jednak regenerująca kąpiel w Złotych Piaskach dodała nam sił i przywróciła zapał do dalszej jazdy.



Wizyta w Stambule to jedyna okazja, by zwiedzając jedno miasto, przemieszczać się z kontynentu na kontynent. Już pierwsze chwile spędzone w tym niezwykłym miejscu pozwoliły nam poczuć, że jest się na Wschodzie, gdzie tradycja i współczesność tworzą fascynującą mieszankę. Wśród dźwięków klaksonów, dzwoniących komórek i hałaśliwej muzyki dobywającej się z wszechobecnych odbiorników radiowych od czasu do czasu rozlegają się nawoływania muezinów. Wszystko to, w połączeniu z miejskim zgiełkiem i upałem, o mało nie przyprawiło nas o zawrót głowy. Aby uniknąć nadmiaru wrażeń zwiedzanie zaplanowaliśmy na późne popołudnie.



Głównym celem naszego pobytu w Stambule było zwiedzenie Kościoła Mądrości Bożej, czyli Aya Sofya, znanej najczęściej pod grecką nazwą Hagia Sophia. Świątynia została poświęcona w 537 r. Jej okazała kopuła przez długi czas była największa na świecie. Mimo przebudów po kolejnych trzęsieniach ziemi budowla zachowała się w mało zmienionym stanie. Najbardziej widocznym dodatkiem są minarety dobudowane po zajęciu Konstantynopola przez Turków, gdy kościół zamieniono na meczet. Z bogatych niegdyś mozaik pozostały jednak do dziś tylko resztki.



Na przeciwko Aya Sofyi wnosi się druga okazała budowla miasta Blekitny Meczet, czyli Sultanhelmet Camii. Jego architektura miała przyćmić świetność Aya Sophi. Dla dodania powagi świątyni sułtan kazał wznieść przy niej aż sześć minaretów. Po tym fakcie zawrzało w świecie islamu, gdyż sześć, czyli najwięcej, minaretów posiadał tylko najważniejszy meczet świata w Mekce. Kompromisowym rozwiązaniem okazało się dopiero dobudowanie w Mekce siódmego minaretu. Po dokładnym obfotografowaniu Hagia Sophia i Błękitnego Meczetu udaliśmy się do jednej z licznych knajpek, gdzie zjedliśmy naszego pierwszego, prawdziwego tureckiego kebeba.



Następnie udaliśmy się na południe, do magicznych basenów Pamukkale. Pamukkale znaczy dosłownie „zamek z bawełny”, lecz kiedy pierwszy raz ujrzeliśmy to miejsce zdawało nam się, że to nic innego, jak lodowiec w samym środku gorącej krainy. Woda, pochodząca z ciepłych źródeł bijących w okolicy, jest tak wysoce zmineralizowana, że płynąc po wapiennym podłożu, rzeźbi spektakularne, tarasowe jeziora. Po około 250 m wspinaczki doszłyśmy do miejsca, skąd doskonale widać ruiny miasta. Okolica to jedno wielkie spa - w sam raz dla wymęczonych długą podróżą studentek Oceanografii.


Nieśpiesznie opuściliśmy Pamukkale i pojechaliśmy nad Morze Śródziemne. Jadąc wzdłóż wybrzeża zbieraliśmy próbki wody i osadu do analiz chemicznych oraz materiał fitoplanktonowy, fitobentosowy, a także okazy makrozoobentosowe. Nasz wyjazd umożliwił zebranie próbek środowiskowych z wybrzeży czterech mórz: Czarnego, Marmara, Egejskiego i Śródziemnego. Stanowiło to doskonałą okazję do rozwijania naszych zainteresowań oraz było znakomitym sprawdzianem naszych możliwości i umiejętności.



Po drodze odwiedziliśmy Milet, rodzinne miasto Talesa, starożytnego greckiego filozofa. Milet, położony przy ujściu rzeki Meander, był tętniącym życiem miastem portowym oraz centrum kultury świata antycznego przez ponad tysiąc lat. Dotarł do niego w swoich wędrówkach święty Paweł. Funkcję miasta portowego pełniło jeszcze w czasach otomańskich, do czasu, gdy port został zamulony, a miasto opuszczone. Najbardziej spektakularnym punktem wizyty w Milecie był z całą pewnością Wielki Teatr, który mógł pomieścić piętnaście tysięcy widzów i do dzisiaj budzi podziw swoim ogromem, jak również dobrym stanem. Najmilej zaskoczył nas brak jakichkolwiek bramek i kas biletowych, stąd starożytne ruiny zwiedziliśmy w bardzo dobrych nastrojach.


Jadąc nadmorską drogą z Ayvaliku odwiedziliśmy także średniowieczne miasta, takie jak Didyma, Efez i Pergamon. Są tam bez wątpienia jedne z najpiękniejszych ruin antycznych miast nad Morzem Śródziemnym. Po nauczeniu się trudnej wbrew pozorom sztuki targowania i zrobieniu zakupów w miejscowych sklepikach z pamiątkami, zadowoleni ruszyliśmy dalej, aż do Canakkale, gdzie czekał nas powrotny prom do Europy.



Dni upłynęły nam szybko, zbyt szybko. Trudno zliczyć wszystkie odwiedzane miejsca. Jednak szczęśliwi i pełni zapału wracamy do domu, planując kolejną, pełną przygód i wyzwań, oceanograficzną ekspedycję w nieznane.





środa, 2 listopada 2011

„Maroko - kraina słońca i orientu”


Maroko leży pomiędzy Morzem Śródziemnym, górami Atlas, Saharą i Atlantykiem. Już samo położenie sprawia więc, że jest to kraj nieprawdopodobnie zróżnicowanych krajobrazów. Wybrzeża to szerokie, piaszczyste plaże i baśniowe, kwitnące ogrody z gajami daktylowymi i pomarańczowymi. Od południa i wschodu zielone oazy giną w bezkresnych piaskach Sahary. Wszystko to sprawia, że Maroko jest przedmiotem wielkiego zainteresowania żądnych wrażeń turystów, fotografów, ale przede wszystkich nas, pragnących nowych wyzwań i odkryć studentów Uniwersytetu Gdańskiego, aktywnie działających na rzecz Studenckiego Koła Naukowego Oceanografii.

Z Gdańska do Maroka udaliśmy się samochodem terenowym. Wjazd do Maroka przez Ceutę nie był najlepszym pomysłem, gdyż miasto, choć położone w Afryce, należy do Hiszpanii. W związku z tym, czekała nas jeszcze przeprawa do granicy we Fnidequ, później do Tetuanu, pierwszego ośrodka marokańskiego i wreszcie do Tangeru, gdzie udaliśmy się na zasłużony odpoczynek. Zatoka Tangerska rozciąga się pomiędzy dwoma przylądkami: Malabata na wschodzie i Spartel na zachodzie. Znajduje się tu, pośród klifów słynna grota - Grottes d’Hercule, z której przez otwór w kształcie Afryki podziwialiśmy bezkresne morze.
 
Północ kraju zaskoczyła nas tym, jak wiele jest tam zapożyczeń z Europy, turystów oraz jak jest tam, wbrew pozorom, nowoczesne, mimo gwaru marokańskich bazarów, handlu ulicznego i przechadzających się po ulicach osiołków, które są obładowane korzennymi przeprawami, których Afrykańczycy używają z chęcią do przyprawienia swoich pysznych potraw warzywnych. 

Następnie udaliśmy się na południe, wzdłóż wybrzeża Morza Śóżdziemnego przez takie miasta, jak Rabat, Casablancę, Asfi i As-Sawira, skąd zebraliśmy materiał mikrofitoplanktonowy i fitobentosowy oraz liczne okazy makrozoobentosu. Niewiele krajów w regionie Morza Śródziemnego może rywalizować z Marokiem pod względem różnorodności i bogactw środowiska naturalnego. Nasz wyjazd dał nam szansę do zastosowania w praktyce wiedzy zdobywanej przez kilka ostatnich lat. Z pewnością wyprawa do Maroka była znakomitym sprawdzianem naszych możliwości i umiejętności.
 
Wjechaliśmy do centrum kraju. Po długiej, nie do końca komfotrowej jeździe, naszym oczom ukazały się ośnieżone szczyty Atlasu, kontrastujące z bezkresnymi stepami porośniętymi wysuszoną roślinnością. Po serii pamiątkowych zdjęć ruszyliśmy dalej. Rankiem, po wyjściu z naszego namiotu, mieliśmy okazję poznać gościnność tubylców, którzy zaprosili nas na prawdziwe marokańskie śniadanie, bogate w orzechy, kakao, sezam i oczywiście nieprzyzwoicie słodką, miętową herbatę. Nie wypadało odmówić.

Kolejnym etapem podróży była wyprawa do Marrakeszu. Marrakesz został założony przez sułtana pochodzącego z dynastii Almorawinów na początku jedenastego wieku. Wszystko, co najważniejsze w Marrakeszu, skupione jest wokół Dźemaa el - Fna, wielkiego, nieregularnego placu znajdującego się w centrum miasta. Przy placu znajduje się potężny meczet Kutubija, który jest punktem orientacyjnym dla znajdujących się z dala od centrum miasta, bo jego szczyty widoczne są z odległości kilku kilometrów. Miasto to od niepamiętnych czasów było dla mieszkańców berberyjskich wiosek ważnym ośrodkiem targowym. Zarówno dla dzisiejszych turystów, jak i dla nas, był to jeden z najbardziej ekscytujących i romantycznych zakątków Maroka.

 Jeszcze jednym miastem, którego nie mogliśmy pominąć, był Fez. Fez jest trzecim, co do wielkości miastem Maroka i najstarszym z czterech miast królewskich (Fez, Marrakesz, Meknès, Rabat). Jest też, po założeniu uniwersytetu Qairawiyin, ważnym centrum duchowym kraju. Korzystne położenie Fezu na skrzyżowaniu ważnych szlaków handlowych oraz zasoby surowców dla rzemiosła (drewno, glina, kamień), odegrały decydującą rolę szybkim rozwoju miasta. Miasto Fez, podobnie jak całe Maroko, przeżywało w następnych wiekach okresy wzlotów i upadków, aby w czasach współczesnych stać się ważnym centrum kultury i handlu.

Czas wyprawy nieubłaganie dobiegł końca. Zmęczeni, ale opaleni i szczęśliwi wracamy do domu, planując pełną nowych przygód i wyzwań, kolejną ekspedycję naukową. Może do Turcji?